Jechałam
spokojną ulicą Henrietty, nucąc pod nosem piosenkę z radia. Stojąc na czerwonym
świetle poprawiłam włosy, upewniając się, że nie wyglądam jak totalna idiotka.
Ruszyłam, kiedy światła zmieniły kolor na zielony.
Uśmiechnęłam
się, kiedy spostrzegłam jak grupka nastolatków obczaja mojego pomarańczowego
mustanga. No cóż, nie moja wina, że nigdy nie będą go mieć w posiadaniu.
Pogłośniłam jeszcze trochę muzykę i dalej kierowałam się do domu.
Moja
mina zmieniła się całkowicie, kiedy zobaczyłam rodziców z dwójką dzieci. Ponoć moje życie kiedyś też tak wyglądało.
Jednak aby nie psuć mojego wyglądu pewniaka, zignorowałam smutek i jechałam
dalej. Kiedy miałam skręcić na ulicę prowadzącą do mojego domu zatrzymał mnie
huk, który usłyszałam.
Spojrzałam
w lusterko i dostrzegłam dwa stuknięte o siebie samochody. Zaniepokojona tym,
że ktoś mógł tam umrzeć lub potrzebować pomocy wybiegłam z mustanga i
popędziłam w kierunku kolizji. Byłam prawie na miejscu, kiedy jedno z aut
zaczęło się palić.
Cholera.
Podbiegłam
do niebieskiego, sportowego pojazdu i otworzyłam, już i tak prawie odpadające
drzwi. Za kierownicą siedział nieprzytomny chłopak. W jego prawą pierś wbijał
się jakiś drut, przez co biały T-shirt zaczerwienił się. Ręce miał wytatuowane,
dzięki czemu dość trudno było mi stwierdzić, czy choćby jego ramiona nie krwawią.
Złapałam
za jego prawą rękę. Kiedy w moich dłoniach obróciła się, zauważyłam tatuaż
przedstawiający jokera. Znałam ten znak aż za dobrze. Muszę go zabrać, zanim dotrze tu policja. Nie myśląc za wiele nad
tym, żeby nie zrobić mu krzywdy wyciągnęłam go z samochodu i zaciągnęłam do
mojego środku transportu. Rzuciłam chłopaka na tylne siedzenia, usiadłam za
kierownicą i odjechałam z piskiem opon pod dom.
Po
piętnastu minutach znajdowałam się pod dobrze mi znanym domkiem jednorodzinnym
z dużym ogrodem. Odetchnęłam z ulgą na myśl, że w domu nie ma cioci i zapewne
nie będzie do końca tygodnia.
Wychodząc
z pojazdu zawołałam głośno:
-
Cassandra! Cassidy!
Wiedziałam,
że to nie było zbyt mądre, ale potrzebowałam pomocy, a jedynymi osobami, na
które mogłam wtedy liczyć były te dwie szesnastoletnie kuzynki. Bliźniaczki, a
jednak inne. Dosłownie - jedna z nich jest blondynką, druga brunetką.
- Co
jest, Sapphire? - zapytała blondynka Cassidy.
- Nie
nazywaj mnie tak - syknęłam. - Mam w aucie nieprzytomnego chłopaka i liczę, że
wy dwie pomożecie mi się z nim uporać.
-
Nieprzytomny chłopak w aucie uratowany przez seksowną dziewczynę… To brzmi jak
początek niesamowitej historii miłosnej! - zagruchała Cassandra.
- Nie
ekscytuj się tak, Dra. Może okazać się jakimś grubym, pryszczatym brzydalem, a
wtedy na pewno Fire nie będzie chciała mieć z nim do czynienia - odparła druga
z bliźniaczek. - Ale coś mi tu nie pasuje… Dlaczego nie zadzwoniłaś po
pogotowie, tylko go tu przywiozłaś?
Wspomniałam,
że to dwie najbardziej podejrzliwe i dziwne dziewczyny jakie znam?
-
Joker, Idy. J o k e r - mruknęłam porozumiewawczo, na co dwie dziewczyny od
razu zabrały się do pomocy przy wyciąganiu chłopaka z auta.
- Jest
przystojny, więc to jednak początek historii miłosnej - powiedziała brunetka,
trzymając nogi poszkodowanego. - Nie próbuj nawet zaprzeczać, Idy.
Przewróciłam
oczami. Typowe nastolatki. Zastanawiałam
się, czy ja taka byłam, ale jakoś nie przychodziły mi do głowy żadne
wspomnienia powiązane z zachowaniem bliźniaczek. Może dlatego, że zajmowałaś się użalaniem nad sobą i brakiem bliskiej
rodziny? Odgoniłam moją podświadomość i dalej targałam ciało chłopaka.
Położyłam
przybysza na czerwoną kanapę w salonie i przyłożyłam dłoń do jego czoła. Miał
gorączkę.
-
Cassidy, namocz ręcznik i przynieś go, a ty, Cassandra, przynieś apteczkę z
łazienki - nakazałam.
- Tak
jest! - powiedziały równocześnie i zniknęły.
Sama
ruszyłam po koc, a kiedy już go dobyłam przykryłam nim chorego i usiadłam tuż
obok. Nie mógł mieć więcej niż 25 lat. Ciemne blond włosy rozwiewały się na
wszystkie strony za pomocą delikatnego wiatru, który dostał się do środka domu
przez otwarty balkon. Czarne spodnie lekko opuszczone w kroku, biały T-shirt
poplamiony krwią…
On
dalej krwawi!
Spanikowana
sięgnęłam do moich białych shortów i wyciągnęłam z nich iPhone’a 5s. Wybrałam
numer cioci Jane i szybko zadzwoniłam.
- Jak
tam trzecia córciu? - spytał głos po drugiej stronie.
Cała
kochana ciocia.
-
Super, ciociu. Mogłabyś mi tylko powiedzieć, czy jeśli ofiara wypadku ma coś wbite w ciało mogę to coś wyciągnąć?
- Coś
się stało? - przerażony głos siostry mojej mamy poniósł się do moich uszu.
- Nie,
nie, tylko mam zadanie z… biologii - wymyśliłam.
-
Przecież masz teraz przerwę.
Kurwa,
zapomniałam.
-
Zaległe zadanie.
- Ah, w
takim razie jeśli nie przedziela to rannego na pół, czyli nie wychodzi z
drugiej strony ciała, jest to bezpieczne a nawet konieczne - odparła ciocia.
-
Dziękuję, kocham cię, pa!
- Papa,
pozdrów moje córki ode mnie.
-
Jasne.
W
takich chwilach naprawdę opłaca się mieć ciocię lekarkę.
Odłożyłam
smartphona i podniosłam koszulkę chłopakowi. Drut ciągle siedział w jego
piersi, ale nie wychodził z drugiej strony, więc wyciągnęłam delikatnie przedmiot.
Kiedy miałam pójść po wodę utlenioną, zaskoczyła mnie Cassidy.
- Nie
ma mnie kilka chwil, a ty już go rozbierasz.
-
Zamknij się i daj ten ręcznik. - Wyciągnęłam rękę, a kiedy blondynka dała mi
mokry materiał, uśmiechnęłam się zadowolona. - Dzięki.
Położyłam
ręcznik na czoło chłopaka i czekałam, aż Cassandra zejdzie z apteczką.
Idy
usiadła obok mnie na kanapie i odezwała się cicho.
-
Naprawdę myślisz, że on będzie wiedział, co się z nim dzieje?
- Musi
wiedzieć, w końcu najprawdopodobniej pracuje właśnie z moim bratem. O ile
jeszcze mam prawo go tak nazywać.
- Oh,
przestań Fire - mruknęła nastolatka, machając reką. - On cię kocha i zawsze
będzie.
- Jeśliby
mnie kochał, nie zostawiłby mnie samej. Gdyby nie wy dwie i ciocia nie miałabym nikogo. Kto wie, czy spałabym na
łóżku czy na cholernie twardym betonie.
- Język
- upomniała mnie.
-
Przepraszam.
Między
nami zapanowała przyjemna cisza, którą przerwał głos siostry mojej rozmówczyni.
-
Przyniosłam tabletki, które - uwaga - nie były w łazience, tylko w sypialni
mamy. To dość podejrzane.
Usadowiła
się obok nas i podała mi czerwoną apteczkę. Chwyciłam ją i otworzyłam, ciągnąc
za zamek przez co wydał denerwujący dźwięk. Wyciągnęłam ze środka białe
tabletki i położyłam obok na kanapie.
- Jak
masz zamiar mu je podać, skoro jest nieprzytomny? - spytała Dra.
- Nie
jest nieprzytomny, tylko śpi - powiedziałam. - Kiedy się obudzi, będę tu i każę
mu wziąć te tabletki.
Dziewczyny
wymieniły między sobą jakieś porozumiewawcze spojrzenie i pokiwały głowami,
jakby obie zgodziły się na swój plan. Kiedy Idy chciała się odezwać, zadzwonił
telefon Cassandry. Szybko odebrała.
- Co
chcesz? - powitała nieprzyjemnie swojego rozmówcę. - Ugh, już ci ją daję. -
Podała iPhone’a siostrze. - To Blake.
Podekscytowana
blondynka wzięła smartphona do ręki i uciekła do łazienki, szczerząc się od
ucha do ucha.
- Blake
to ten z piegami?
- Tak,
ten denerwujący z piegami. - Przewróciła oczami. - Nie wiem, co ona w nim
widzi.
Spojrzałam
na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał 21:47. Oparłam głowę o kanapę.
- Też
mam nadzieję, że będzie coś wiedział na temat Patricka.
To
mówiąc, szesnastolatka wstała i skierowała się ku schodom by później wejść do
swojego pokoju. Idy wciąż nie wychodziła z łazienki, ale słyszałam jej chichot,
przez co uspokoiłam się.
Odwróciłam
głowę w kierunku chłopaka. Naprawdę przystojnego chłopaka. Nagle się poruszył,
a moje serce aż podskoczyło. Sama nie wiedziałam, czemu. Możliwe, że to z
powodu mojego brata. Albo z tego, że go prawie nie znałam i mógł mi coś zrobić.
A może i z tego, że umrze na miejscu. Naprawdę nie wiedziałam.
Powolnie
otworzył powieki i zamrugał kilka razy. Rozglądnął się po suficie i ścianach,
aż jego wzrok padł na mnie. Patrzyłam na niego oniemiała, nie wiedząc, czemu.
Natychmiast
podniósł się, zrzucając przy tym ręcznik z czoła. Nie przejęłam się tym jakoś bardzo.
Najistotniejsza była wtedy jego reakcja na mnie. Patrzył się takim wzrokiem,
jakby mnie znał lub widział gdzieś. To naprawdę dziwne uczucie, ponieważ ja nie
widziałam go nigdy wcześniej. Lub przynajmniej tak mi się zdawało.
- Co ja
tu robię, do cholery? - powiedział donośnie.
-
Grzeczniej proszę, w domu są dwie nastolatki - syknęłam, zdenerwowana jego
nieuprzejmością. - Z tego co się orientuję, miałeś zderzenie samochodowe, a ja
nie mogłam pozwolić, żeby zabrała cię policja.
Jego
oczy przybrały inny wyraz niż wcześniej.
- Niby
dlaczego? To tamten frajer we mnie wjechał, nie ja w niego.
- Nie
udawaj głupiego, bo to nudne. - Poprawiłam włosy i przewróciłam oczami.
-
Powiedz mi o co chodzi, bo nie wiem. Naprawdę.
Wstałam
i podeszłam do niego. Chwyciłam jego prawą rękę bez skrępowania i wskazałam na
tatuaż.
- O to,
idioto.
Podniósł
się jeszcze bardziej, aż w końcu siedział. Puściłam jego rękę i lekceważąco usiadłam
na stoliku przy kanapie. Moje falowane włosy lekko podskoczyły.
- Ty…
Ty wiesz, skąd jestem? Niby jak? Normalni ludzie nie wiedzą takich rzeczy.
-
Naprawdę jesteś życzliwym człowiekiem - warknęłam. - Uratowałam twoją dupę, a
ty masz jeszcze prawo nazywać mnie nienormalną? Koleś, masz tupet.
- Po
prostu powiedz.
- Wiem
i tyle. Zresztą nie rozumiem, czym się tak przejmujesz, w samych Stanach jest
milion innych gangów. The irreplaceable*
nie są jedynym.
- O
kurwa. - Poprawił włosy, przez co wyglądał na jeszcze bardziej przystojnego.
- Już
coś ci mówiłam, są tu szesnastolatki. Uważaj na język.
Wstał i
podrapał się nerwowo po karku.
-
Byłbyś na tyle miły i powiedział, jak masz na imię, czy to już za dużo kultury
jak na ciebie?
-
Jestem Justin i trochę więcej szacunku, suko.
Nie
wzdrygnęłam się na jego słowa. Jedyne co zrobiłam to ponownie przewróciłam
oczami. Jeśli myślał, że tym mnie złamie lub przestraszy, był w wielkim
błędzie. Może nawet bardzo wielkim.
- Nie
umiem go wykrzesać dla takiego dupka jak ty, Justin. Mam ci przypomnieć, że to ja cię uratowałam, a nie
usłyszałam ani jednego „dziękuję”?
- Jeśli
nie chcesz, żebym nazywał cię suką, może zdradzisz mi swoje imię?
- Fire.
Prychnął.
- Coś
ci nie pasuje?
-
Dlaczego rodzice nazwali cię Fire? Przecież to bez sensu. Równie dobrze mógłbym
się nazywać Water.
-
Niestety nigdy nie zdążyłam zapytać o to moich rodziców, wybacz.
Zeszłam
ze stolika i podeszłam do Justina, wcelowując w niego mój wskazujący palec.
- A
teraz weźmiesz tą cholerną tabletkę, połkniesz i pójdziesz spać, bo nadal masz
gorączkę. Rozprawimy się jutro, idioto.
I
odeszłam, zostawiając go stojącego w totalnym osłupieniu.
* Niezastąpieni
* * *
Od autorki: Witam Was na moim drugim JBFF, które piszę z powodu weny i przyjemności! :) Mam nadzieję, że prócz whenever-jbff będziecie chętnie zaglądać na feel-irreplaceable! :) Mile widziane komentarze! xxx
Krótko mówiąc Świetny *_*
OdpowiedzUsuńGenialny, myślę że to będzie naprawdę dobra historia :) czekam nn. Możesz mnie informować? @forevermindSWAG
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie :*:*
OdpowiedzUsuńŚwietny *.* już się zakochałam <3 !!
OdpowiedzUsuńjejku, świetne to jest :) na pewno bede czytac dalej!
OdpowiedzUsuńnie zauważyłam tutaj zakładki 'informowani' czy coś, wiec piszę tutaj :)
czy mogłabyś mnie informować na tt? moja nazwa to: @luuv_my_riri ;) x
Rozdział świetny, a opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie. Uwielbiam twoje ff. Jeżeli miałabyś czas to zapraszam na moje ff o Zaynie. :)
OdpowiedzUsuńhappines-zayn-malik-ff.blogspot.com
http://myreal-lifee.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam :)