wtorek, 15 lipca 2014

- three -

O’Neill.
Gdzieś już słyszałem te nazwisko i nie chodziło mi o firmę. Gray, kumpel z gangu, dosyć często je używał, jednak nigdy nie wyjaśnił, o co chodzi z tym nazwiskiem. Jakby kogoś wołał, choć żaden z nas nie nazywał się w ten sposób.
- Co? - zapytała, jakby zdezorientowana.
- Nic, po prostu masz imię jak ten kamień, szafir.
Usiadła na kanapie, a ja podążyłem za nią.
- Zawsze chciałam wiedzieć, dlaczego rodzice wybrali mi akurat takie imię, ale nigdy nie dali mi na to szansy - odrzekła prawie bezgłośnie.
- Co się stało? - delikatnie przysunąłem się ku niej, nie chcąc się narzucać.
- Zmarli w wypadku samochodowym kiedy miałam trzy lata. Wychowałam się z ciocią, Cassidy i Cassadrą oraz moim starszym bratem. - Popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem. - Co do mojego brata… Muszę się o coś ciebie spytać. Pracujesz, czy nie wiem jak to nazwać, z niejakim Patrickiem O’Neill?

- Nie, jest nas tylko piątka i żaden nie ma na imię Patrick.
Jej twarz zmieniła się całkowicie. Oczy, które chwilę temu przepełnione były nadzieją i iskierkami radości i oburzenia (moja wina), teraz zapełniły łzy. Słone krople powoli spływały po jej policzkach, a ja, nagle tchnięty jakimś nieznanym mi wcześniej uczuciem ująłem jej twarz w dłonie i wytarłem łzy.
- Hej, co się dzieje? - szepnąłem uspokajająco i przytuliłem do siebie, nie przejmując się lekko pieczącą raną.
- Cz-czy ktoś z wa-waszej ekipy… umarł?
- Jestem w The Irreplaceable od dwóch lat i od tego czasu nikt nie zginął. Ponoć przede mną był jeden, który nie przeżył strzału z pistoletu - wyjaśniłem, kojąco gładząc jej plecy ręką.
Wtuliła się we mnie mocniej i zaniosła się jeszcze większym płaczem.
- M-mój brat, kiedy miałam czternaście lat wyjechał gdzieś do New Jersey i z-zostawił list… - łkała. - Napisał w nim, że przyłącza się do The Irreplaceable i że wie, co r-robi. Był moim jedynym wspomnieniem rodziców, a i tak mnie zostawił, rozumiesz? Zostawił mnie, choć zawsze się m-mną opiekował… Myślałam, że ty go z-znasz i dzięki tobie mogłabym się z nim zobaczyć i dowiedzieć się, jak wygląda i jak się ma, a wychodzi na to, ż-że on… On nie żyje.
Wtedy rozpłakała się na dobre. Przemyślałem sobie jeszcze raz całą sytuację. Dziewczyna nie ma rodziców, wychowuje ją ciotka, która w dodatku ma jeszcze do wychowania swoje dwie córki i chłopca. Na pewno nie mogła jej zastąpić rodziców, a po drugie sama straciła, albo siostrę, albo brata. A teraz brat Fire zostawił ją, przez co poczuła się jakby nie była nikomu potrzebna…
Wyciągnąłem jeden wniosek. Ten cały Patrick jest chujem.
- Ciii… Fire, nie płacz. - Dalej głaskałem ją po plecach. Nie wiedziałem, jak mam zachować się w takiej sytuacji. - Wiem, jak się czujesz.
- Niby skąd możesz to wiedzieć?
- Mam… Mam młodszą siostrę Jazmyn, ma szesnaście lat - uśmiechnąłem się na wspomnienie jej uśmiechniętej twarzyczki. - Rodzice się mnie wyrzekli i zabronili Jazzy spotykać się ze mną. Widzę ją raz na, może pół roku? Gdyby ktoś mi ją zabrał… Nie wiem, co bym zrobił.
- Zapewne próbowałbyś ją odzyskać.
- Bardzo możliwe - potwierdziłem.
- Żałuję, że o mnie brat nie walczył, tylko zostawił na pastwę losu, a teraz jeszcze nie żyje. - Poczułem nowe łzy na mojej nagiej klatce piersiowej. - Chciałabym chociaż wiedzieć, gdzie został pochowany. Odwiedzić go, zapalić znicz…
- Dowiem się, obiecuję.
Czułem, że jestem jej coś winny. Zajęła się mną i nie pozwoliła dotrzeć do mnie policji, ponieważ gdyby tylko zorientowali się, że należę do The Irreplaceable już siedziałbym w więzieniu. Jeżeli wcześniej nie zginąłbym przez ogień. Ona uratowała mi życie, jestem jej dłużnikiem do końca moich dni.
Kiedy tak delikatnie gładziłem jej plecy, poczułem, że powoli się odpręża, a chwilę potem zasnęła. Nie odsunąłem jej od siebie, ponieważ nie chciałem jej obudzić. Przyjemną ciszę przerwał tupot schodzących po schodach nóg. I to czterech.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem tę blondynkę, która nazwała mnie Bobem i dość podobną do niej brunetkę. Popatrzyły dziwnie na mnie, a potem na przytulającą się do mnie Fire.
- Mówiłam ci, że to początek historii miłosnej - odparła brunetka.
Przewróciłem oczami.
- Śpi - szepnąłem. - Bądźcie ciszej, do cholery.
- Płakała - zorientowała się blondynka, chyba Cassidy. Jej wzrok nagle się zmienił i podobnie jak wcześniej w oczach Fire, teraz w jej pojawiły się łzy. - Patrick… - łknęła i wypuściła kilka łez. - Czy on… Czy on nie żyje?
- Nie wiem, ale pewnie umarł - mruknąłem, czując się trochę niekomfortowo.
Gdyby to samo stało się z moją małą Jazzy… Nie wiem, co bym zrobił. Ale na pewno płakałbym dłużej niż Sapphire. Jest naprawdę dzielna i wytrwała - pomyślałem.
Tym razem z oczu brunetki wypłynęły łzy, a potem odwróciła się i weszła ponownie na górę.
- Opiekuj się Fire, dobrze, Bob? - sapnęła Cassidy.
Pokiwałem głową, a później odeszła za swoją siostrą na poddasze.
Oby chłopcy przyjechali jak najszybciej. Muszę pomóc Fire znaleźć grób brata.
Zobaczyłem, że na stole obok kanapy leży dowód osobisty O’Neill. Sięgnąłem po niego z czystej ciekawości. Na zdjęciu wyszła zajebiście.
Nazwisko/a: O’Neill
Imię/Imiona: Sapphire Hope
Nazwisko rodowe: O’Neill
Imiona rodziców: Sedrick  Natalie
Data urodzenia: 26.05.1995
Adres zameldowania: VG-223JF4 Henrietta, Cherry Avenue 335
Miejsce urodzenia: Boca Raton
Wzrost w cm: 169
Kolor oczu: brązowe
A pod spodem jakieś nieinteresujące mnie informacje o dacie wydania dokumentu.
Nie miałem czasu myśleć o tym, ile ma lat, ale ulżyło mi na myśl, że jest młodsza tylko dwa lata. Sam nie wiedziałem, czemu.
Zastanawiałem się, jak często dziewczyna patrzyła na rubrykę z imionami swoich rodziców. Nigdy ich nie poznała, zapewne nawet ich nie pamięta, może ich kojarzyć jedynie ze zdjęć. Żywym wspomnieniem był jej brat. Właśnie, był.
Szkoda.

Fire
Obudziłam się w środku nocy, czując pod sobą coś twardego. Spanikowana odwróciłam głowę. Moim oczom ukazał się przystojny chłopak. Jak on miał… Justin?
Wspomnienia uderzyły mnie niemal natychmiastowo. Nie pozwoliłam sobie na płacz, ponieważ łzy nie przywróciłby mojego brata do życia. Wstałam z kanapy, kiedy spostrzegłam mojego iPhone’a na stole. Dioda mrugała co dwie sekundy na zielono, informując mnie, że ktoś przysłał mi wiadomość.
Odblokowałam ekran i wtedy zorientowałam się, że dostałam aż cztery SMSy. Otworzyłam pierwsze dwie od Florence.

From: Flo <3
Mam te ubrania, ale przyniosę je jutro. x

Ej, laska, zadzwoń do mnie jak wstaniesz bo zaczynam się martwić! xxx

Postanowiłam chwilowo nie odpisywać przyjaciółce, nie byłam jeszcze w stanie rozmawiać o wczorajszych wydarzeniach. Stuknęłam palcem w ekran, by potem zobaczyć wiadomość od cioci Jane.

Od: auntie xxx
Dobranoc skarbie, śpij dobrze!

Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta, lecz szybko znikł po przeczytaniu ostatniej wiadomości.

Od: Numer zastrzeżony
Sapphire Hope O’Neill, urodzona 26 maja 1995 roku, zamieszkująca przy Cherry Avenue 335. To ty, prawda?

Byłam przerażona. Chociaż, to mało powiedziane. Trzęsłam się ze strachu. Żaden z moich przyjaciół nie byłby na tyle głupi żeby mnie tak straszyć, a innych znajomych nie miałam. W każdym razie, nikt nie przejmował się moim istnieniem. Nie trafiałam w przyciski, przez co jedno krótkie zdanie pisałam aż trzy razy.

Do: Numer zastrzeżony
Kim jesteś?

Odpowiedź dostałam już po kilku sekundach.

Od: Numer zastrzeżony
Zabierzemy Justina. Nie mamy zamiaru cię skrzywdzić, mała, nic z tych rzeczy. Po prostu współpracuj i pokaż te wiadomości Bieberowi.

To nie był cały SMS. Na końcu po kilkunastu przerwach zostało napisane jedno zdanie, po którym otworzyłam szeroko usta i wyrzuciłam telefon z rąk, budząc tym samym Justina, który zaraz wstał i znalazł się przy mnie.
- Co się stało? - zapytał.
Na końcu wiadomości było napisane:
Nie płacz. Twój brat wciąż żyje i cię kocha.

***

Od autorki: PRZEPRASZAM.
Wiem, że długo nie dodawałam rozdziału, ale półtora tygodnia temu dopiero wyszłam ze szpitala. Rozdział napisany dziś w drodze do mojego starszego brata. 
NIJAKI, GŁUPI, ALE JEDNAK COŚ MI SIĘ W NIM PODOBA.
Mam nadzieję, że Wam również!
Zostawcie coś po sobie i dziękuję za tyyyyyle wejść i komentarzy. xxxxxxx

9 komentarzy: